|
- Aktualności » Wiadomości dnia • Z ostatniej chwili • Kronika policyjna • Pogoda • Program TV
- Kultura » Imprezy • Wystawy • Kino: Milenium · Rejs • Filharmonia • Teatr: Nowy · Rondo · Lalki Tęcza
- Informator » Baza firm i instytucji • Książka telefoniczna • Apteki • Bankomaty • Urzędy
- Słupsk » Plan miasta • Rozkład jazdy: MZK · PKS • Galeria • Historia • O Słupsku • Kamera • Hot Spot
- Pod ręką » Menu Online • Auto Moto • Nieruchomości • Praca • Ogłoszenia






Pb 95 zł |
ON zł |
Lpg zł |

USD zł |
EUR zł |
CHF zł |

Kategoria: Aktualności
Nie chcieli pomóc choremu
Rozmiar tekstu: A A A
- usłyszeli. Wybrali oddział i pojechali na izbę przyjęć w szpitalu przy ul. Obrońców Wybrzeża. Tam okazało się, że mają jechać do szpitala przy ul. Kopernika.
W szpitalu nikt nie zbadał brata. Mężczyźni usłyszeli tylko, że mają jechać do przychodni na Jana Pawła II albo do kliniki firmy Salus. Niestety, nie zostali przyjęci nawet w Salusie: tam na wizytę u lekarza musieliby czekać do 30 czerwca.
- Wtedy pomyślałem, że lekarze zapomnieli już o składanej w czasie studiów przysiędze Hipokratesa. Postanowiliśmy wracać po ratunek do lekarza rodzinnego. W drodze przez telefon opowiedziałem o wszystkim mamie - zdradza pan Radosław.
I wtedy zdarzył się cud: zdenerwowana kobieta zadzwoniła do Narodowego Funduszu Zdrowia. Po dziesięciu minutach oddzwoniła do synów, że mają wracać do Słupska, bo zostaną przyjęci przez laryngologa. - Zrobiłam to na prośbę znajomej urzędniczki NFZ, bo według niej pacjent się dusił - mówi laryngolog Stanisława Grodecka. Zdaniem lekarki pacjent się wcale nie dusił, niemniej skierowała go na oddział laryngologiczny. - Po prostu uznałam, że mieszka zbyt daleko od Słupska, aby miał dojeżdżać do lekarza - tłumaczy.
Jednocześnie zapewnia, że wcześniej nie miała kontaktu z panem Przemysławem. Przypuszcza natomiast, że jej koledzy nie przyjęli go, bo nie jest dzieckiem, nie krwawił i nie dusił się, a tylko tacy pacjenci są przyjmowani od ręki. Pozostali muszą czekać w kolejce.
- U kardiologów czeka się kilka miesięcy. U nas najwyżej 2-3 tygodnie. Nie jesteśmy w stanie przyjąć przyjąć wszystkich jednocześnie - mówi z kolei Joanna Jurewicz, laryngolog, do której wcześniej trafił pan Przemysław. Lekarka nie przypomina sobie jednak pacjenta. - Jeśli był tak bardzo chory, to mógł przecież dostać skierowanie do szpitala od lekarza rodzinnego - ucięła rozmowę z nami. (Zbigniew Marecki)
Na zdjęciu: Pan Radosław był tak chory, że nie mógł nawet siedzieć w pozycji wyprostowanej w samochodzie.
Fot. Sławek Żabicki

Copyright 2003-2025 by Studio Reklamy "Best Media". Wszelkie prawa zastrzeżone.
Aktualnie On-Line: 34 Gości