Maj 2025 »
PnWtŚrCzPtSoNd
 1234
567891011
12131415161718
19202122232425
262728293031 
  Pb 95
  ON
  Lpg
 
  USD
  EUR
  CHF
 
Google
Baza firm
Wiadomości
Ogłoszenia
Nieruchomości
Motoryzacja
Menu Online
   
Kategoria: Aktualności
Nie chcieli pomóc choremu
Rozmiar tekstu: A A A
Czy w Słupsku zawsze trzeba czekać na przyjęcie przez lekarza-specjalistę i skierowanie do szpitala? Nie zawsze. Czasem interwencja w Narodowym Funduszu Zdrowia otwiera szpitalne drzwi. Przekonał się o tym 28-letni Przemysław Kasprzak z Borzęcina. Przez kilka dni cierpiał na narastający ból gardła. Gdy już spuchło mu kompletnie, miał wysoką temperaturę i z trudem oddychał, poszedł do Wiesława Szylińskiego, swojego lekarza rodzinnego w Dębnicy Kaszubskiej. Ten rozpoznał zapalenie ślinianek i wypisał skierowanie do laryngologa w Słupsku. - Pojechaliśmy z bratem do przychodni specjalistycznej przy ul. Jana Pawła II w Słupsku. Tam okazało się, że nikt nas od razu nie przyjmie. U pani laryngolog w pokoju nr 5 usłyszeliśmy, że mamy iść do laryngologa w pokoju nr 3, bo ona wszystkie najbliższe terminy ma zajęte - relacjonuje Radosław Kasprzak, brat chorego, który woził go swoim samochodem do lekarza. W pokoju nr 3 też nie zostali przyjęci. - Pojedziecie na oddział czy zapisujemy na 27 czerwca?

- usłyszeli. Wybrali oddział i pojechali na izbę przyjęć w szpitalu przy ul. Obrońców Wybrzeża. Tam okazało się, że mają jechać do szpitala przy ul. Kopernika.

W szpitalu nikt nie zbadał brata. Mężczyźni usłyszeli tylko, że mają jechać do przychodni na Jana Pawła II albo do kliniki firmy Salus. Niestety, nie zostali przyjęci nawet w Salusie: tam na wizytę u lekarza musieliby czekać do 30 czerwca.

- Wtedy pomyślałem, że lekarze zapomnieli już o składanej w czasie studiów przysiędze Hipokratesa. Postanowiliśmy wracać po ratunek do lekarza rodzinnego. W drodze przez telefon opowiedziałem o wszystkim mamie - zdradza pan Radosław.

I wtedy zdarzył się cud: zdenerwowana kobieta zadzwoniła do Narodowego Funduszu Zdrowia. Po dziesięciu minutach oddzwoniła do synów, że mają wracać do Słupska, bo zostaną przyjęci przez laryngologa. - Zrobiłam to na prośbę znajomej urzędniczki NFZ, bo według niej pacjent się dusił - mówi laryngolog Stanisława Grodecka. Zdaniem lekarki pacjent się wcale nie dusił, niemniej skierowała go na oddział laryngologiczny. - Po prostu uznałam, że mieszka zbyt daleko od Słupska, aby miał dojeżdżać do lekarza - tłumaczy.

Jednocześnie zapewnia, że wcześniej nie miała kontaktu z panem Przemysławem. Przypuszcza natomiast, że jej koledzy nie przyjęli go, bo nie jest dzieckiem, nie krwawił i nie dusił się, a tylko tacy pacjenci są przyjmowani od ręki. Pozostali muszą czekać w kolejce.

- U kardiologów czeka się kilka miesięcy. U nas najwyżej 2-3 tygodnie. Nie jesteśmy w stanie przyjąć przyjąć wszystkich jednocześnie - mówi z kolei Joanna Jurewicz, laryngolog, do której wcześniej trafił pan Przemysław. Lekarka nie przypomina sobie jednak pacjenta. - Jeśli był tak bardzo chory, to mógł przecież dostać skierowanie do szpitala od lekarza rodzinnego - ucięła rozmowę z nami. (Zbigniew Marecki)

Na zdjęciu: Pan Radosław był tak chory, że nie mógł nawet siedzieć w pozycji wyprostowanej w samochodzie.

Fot. Sławek Żabicki
 
 

Informacje na temat artykułu:
Źródło:Głos Pomorza
data dodania:2006-06-12
wyświetleń:2318

Copyright 2003-2025 by Studio Reklamy "Best Media". Wszelkie prawa zastrzeżone. Aktualnie On-Line: 34 Gości