Część mieszkańców ul. Solskiego w Słupsku, którzy w pożarze kamienicy stracili cały dobytek, nadal nie może doczekać się mieszkań zastępczych. – To, co proponuje nam miasto, to zwykłe nory – żalą się pogorzelcy. Urzędnicy przekonują, że znajdą tymczasowe lokum dla każdego poszkodowanego. Mimo że od tragedii minęło półtora tygodnia, Andrzej Trypuć nadal nie wie, gdzie będzie mieszkał. – Dostałem dwie propozycje, obie już nieaktualne. Ja w pożarze straciłem wszystko, potrzebuję mieszkania docelowego. A miasto robi sobie żarty i proponuje mi klitkę na poddaszu – mówi mężczyzna. W podobnej sytuacji jest rodzina Mirosława Szpadzińskiego. – Moja żona jest ciężko chora. Dotychczas mieszkaliśmy z rodziną, ale nasze stosunki nie układają się zbyt dobrze. Nie chcemy wracać do kołchozu, nam są potrzebne dwa osobne mieszkania – twierdzi Mirosław Szczotkowski. Jednak większość lokatorów z Solskiego 17, po odwiedzinach w kilku wskazanych przez miasto mieszkaniach, zdecydowała się zamieszkać w lokalu zastępczym. Tak jak rodzina Aleksandry Patyk. – Czekamy tylko, aż miasto nam je wyremontuje. Do czasu przeprowadzki do mieszkań zastępczych, pogorzelcy dalej będą mogli mieszkać w internacie przy ul. Sobieskiego. – W ciągu tygodnia wszyscy lokatorzy będą się mogli przeprowadzić do mieszkań zastępczych – zapowiada Lech Zacharzewski, prezes Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej. Pogorzelcami zainteresowali się też parlamentarzyści. Robert Strąk z LPR wystąpił do premiera Kazimierza Marcinkiewicza z prośbą o przekazanie poszkodowanym pieniędzy z rezerwy budżetowej. Z kolei Jolanta Szczypińska z PiS chce, by pogorzelcami zajęli się radni podczas nadzwyczajnej sesji. – Taką sesją zwołam w ciągu najbliższych dziesięciu dni - zapowiada Anna Bogucka – Skowrońska, przewodnicząca Rady Miejskiej. (dmk)
Na zdjęciu: Mirosław Szpadziński nadal nie wie, gdzie będzie mieszkał. W lepszej sytuacji jest Aleksandra Patyk. Jej rodzina już zdecydowała się na wskazane przez miasto mieszkanie.
Fot. Krzysztof Tomasik